Zaledwie 10% rolników wykupiło obowiązkowe ubezpieczenia upraw. Spora część gospodarzy nie zrobiła tego, gdyż nie miała takiej możliwości. Zakłady ubezpieczeniowe nie chcą bowiem ubezpieczać terenów najbardziej zagrożonych suszą lub podtopieniami. W Opolskiem zeszłotygodniowe ulewy wyrządziły bardzo duże szkody.
ks. Marian Wanke – Gierałtowice: mocno szła woda i od strony pól, drogą i od strony cmentarza.
Zniszczone zostały nie tylko drogi czy mosty, ale także uprawy rolne.
Leszek Fornal – sołtys wsi Kantorowice: niby z zewnątrz wygląda, że ładne zboże. Ale jak się rozchyli łan, zboża czy rzepaku to jest woda. Wszystko będzie gnić.
A zdecydowana większość rolników nie ma co liczyć na odszkodowania.
Jacek Michalewicz – Lewin Brzeski: nie ubezpieczone. Ale od powodzi nie ubezpieczam, bo to jest teren zalewowy.
Sprawa jest oczywista. Na tych terenach, na których wystąpienie suszy czy powodzi jest więcej niż pewne, wykupienie polisy ubezpieczeniowej jest albo niemożliwe, albo jej koszty są tak duże, że nie opłaca się o nią starać.
Herbert Czaja – Opolska Izba Rolnicza: niektóre firmy ubezpieczeniowe nie chciały ubezpieczyć terenów zalewowych, czy suszowych ewidentnie i to pocztą pantoflową poszło, więc nie ma zainteresowania.
Tymczasem firmy ubezpieczeniowe przekonują rolników do tego, że polisy wcale nie są takie drogie. Czasami niewiele droższe od kar, które grożą za ich brak.
Konrad Rojewski – Polska Izba Ubezpieczeń: tak naprawdę ta opłata 2 euro to jest w granicach 9 złotych, a ubezpieczenie hektara zbóż to już jest 12 – 14 złotych. Tak więc te różnice nie są tak duże.
Ale trzeba też pamiętać, że rolnik, który w przyszłym roku nie będzie miał polisy, a zostanie poszkodowany przez klęskę żywiołową nie będzie mógł się starać o pomoc socjalną.
Witold Katner/Agrobiznes